Rozdział 1: Marzenia i Rzeczywistość

Marzenia

Marzenia są piękne. W każdym kraju świata wszyscy uczą się pewnego, łatwego do nauki języka, poświęcając na to jedynie rok lub dwa, a później mogą pojechać w dowolne miejsce na świecie i rozmawiać ze wszystkimi, nawet jeśli nie znają ani jednego słowa w języku obcym, który tam obowiązuje.

Wyobraźmy sobie rzecz następującą: Amerykanka odwiedza pewne miasto w środkowych Chinach. Opuszcza hotel, gdzie obsługa posiada podstawową znajomość języka angielskiego. Ląduje w sklepiku, natrafiając w nim na malutki skarb, który chce zakupić. Nikt w tym sklepiku nie zna języka angielskiego, a ona nie zna języka chińskiego, lecz to ją zupełnie nie martwi. Po prostu zaczyna mówić w tym jedynym języku, którego uczą się wszyscy na całym świecie. Jest pewna, że chiński sprzedawca zrozumie ją doskonale i że ona również jego doskonale zrozumie.

Poza zwykłą możliwością porozumienia się kobieta odkrywa, że pomiędzy nią a sprzedawcą powstaje natychmiastowa mała więź. Oboje włożyli podobny wysiłek w celu wzajemnego porozumienia. Oboje uczyli się tego samego języka w swoich klasach szkolnych oddalonych od siebie o pół świata, uczyli się, aby się przygotować na taką chwilę. Oboje trudzili się po równo, ucząc się neutralnego, wspólnego, łatwiejszego do nauki języka, a teraz odkrywają, że mogą się ze sobą porozumiewać równie efektywnie i wygodnie jak z rodakami w swoich językach ojczystych. W pewnym sensie oboje stanowią część wspólnoty światowej, wspólnoty tworzonej teraz przez wszystkich ludzi świata, ponieważ wszyscy potrafią rozmawiać z obcokrajowcami bez konieczności wcześniejszych wielu długich lat nauki czyjegoś obcego, bardzo trudnego języka.

Wyobraźmy rzecz następującą: młoda Japonka zamierza odwiedzić Amerykę. Chociaż uczyła się języka angielskiego przez dwanaście lat i chociaż potrafi do pewnego stopnia czytać w tym języku, wie, że mówi słabo i często nie jest właściwie rozumiana.

Jednakże, zgodnie z naszym marzeniem, nie będzie miała żadnych problemów. Gdziekolwiek pójdzie, będzie po prostu używała tego jednego, łatwego języka, na którego naukę wszyscy na świecie poświęcają rok lub dwa, a każdy, do kogo się zwróci, zrozumie ją i będzie rozmawiał  z nią w tym języku tak samo łatwo i efektywnie, jakby oboje pochodzili z jednego kraju i mówili wspólnym językiem ojczystym. W restauracji Taco Bell znajdującej się w mieście Mississippi Delta, w publicznych środkach transportu w Bostonie, wszędzie gdzie się znajdzie w Stanach Zjednoczonych, językowo będzie jakby u siebie w domu.

To są jedynie marzenia.

Amerykanin chce napisać list do Senegalczyka w Zachodniej Afryce, gdzie wspólnym językiem elit jest francuski. Amerykanin pisze w języku, który wszyscy się uczyli, a Afrykanin odpowiada w tym samym języku. Grek chce się porozumieć za pomocą poczty elektronicznej z Marokańczykiem na temat umowy handlowej. Wie, że Marokańczyk rozumie po arabsku i francusku, których Grek nie zna, chociaż zna cztery inne języki. Nie ma oczywiście żadnych problemów. Grek po prostu wysyła swój e-mail w łatwym języku, którego wszyscy się uczyli, a Marokańczyk ze swojego komputera odsyła mu odpowiedź w tym samym języku. Porozumiewanie się jest łatwe, czego należałoby oczekiwać w erze elektroniki.

Na międzynarodowych konferencjach handlowych, na spotkaniach pomiędzy przedstawicielami różnych rządów, w ONZ oraz innych organizacjach międzynarodowych sprawy idą lepiej niż w starych czasach, zanim został powszechnie przyjęty do międzynarodowego użytku ten łatwy język. Mówcy z wielu różnych krajów, którzy używają wiele różnych języków, jeden po drugimi mówią swobodnie i wygodnie, a wszyscy obecni słuchają ich głosów (a nie głosów tłumaczy) i rozumieją, co mówią.

Gdy Prezydent Stanów Zjednoczonych chce mieć prywatną rozmowę z Prezydentem Rosji lub Chin, nie ma potrzeby odwoływania się do osób trzecich przy wymianie myśli. Mówią bezpośrednio do siebie w tym jednym, łatwym języku, który każdy zna, i cieszą się ze swej całkowitej prywatności.

A dzieci przesyłają do siebie wiadomości na całym świecie.

Świat naprawdę stał się globalną wioską, ponieważ, tak jak w zwykłej wiosce, każdy może z każdym rozmawiać i być pewnym, że będzie rozumiany.

Oczywiście wciąż istnieją kłótnie, wojny i nieporozumienia. Przestępczość, egoizm i szowinizm nie zniknęły z powierzchni planety. Jednakże, gdy ludzie nie zgadzają się ze sobą, mogą bezpośrednio wyjaśniać te punkty sporne bez potrzeby angażowania pośredników, którzy niechcący mogliby zniekształcić je lub powiększyć.

 

Rzeczywistość

Jaka jest dzisiaj rzeczywista sytuacja na świecie?

Jeśli nasza Amerykanka we środkowych Chinach przywędruje do sklepiku, to bardzo prawdopodobne, że ludzie tam pracujący wcale jej nie zrozumieją, a ona nie zrozumie ich. Nie będzie w stanie zadawać pytań na temat atrakcyjnego artykułu, który wpadł jej w oko. Nie będzie mogła się zapytać z czego jest on zrobiony albo czy istnieje jakiś upust przy zakupie większej ilości tego typu rzeczy. Zakupy będą szczątkowe i często irytujące, a ona poczuje się jak intruz w obcym domu.

Młoda Japonka w Stanach Zjednoczonych będzie w stanie porozumieć się do pewnego stopnia, ale tylko w sposób urywany z dużą dozą nieporozumienia. Dzieje się tak, ponieważ należy ona do do szerokiej rzeszy ludzi, którzy nie posiadają specjalnych uzdolnień do nauki bardzo trudnych języków (dla Japończyków angielski jest bardzo trudny, tak jak japoński jest bardzo trudny dla Amerykanów).

Zda sobie sprawę, że nie rozumie tysięcy amerykańskich zwrotów i codziennych wyrażeń. Jeśli ludzie mieliby powiedzieć do niej coś w stylu: "You’ll get over it" (przejdziesz przez to) lub "Get off your high horse" (bądź bardziej pokorna) lub "Freeze!" (nie ruszać się!), to właściwie by ich nie zrozumiała. Czuje się tak nieswojo, mówiąc tym obcym dla niej angielskim, że nawet wyuczone wcześniej słowa nie przychodzą jej łatwo, i musi nadrabiać zakłopotanie uśmiechem oraz przyznać, że niewiele rozumie z tego, co się mówi dookoła.

Gdy ta młoda kobieta pyta się na ulicy o drogę, nie będzie pewna, czy dobrze ją zrozumiano; idąc za tymi wskazówkami, z powodu ich niezrozumienia, może trafić do bardzo niebezpiecznego sąsiedztwa.

Amerykanin chcący porozumieć się z Senegalczykiem będzie albo musiał znaleźć kogoś do przetłumaczenia swojego listu na francuski (pomijamy ojczysty język Wolof Senegalczyka), albo w zamian wysłać list po angielsku i mieć nadzieję, że Senegalczyk będzie w stanie znaleźć kompetentną osobę na miejscu, która mu ten list przetłumaczy. Nasz Grek będzie musiał znaleźć kogoś, kto zna francuski lub arabski, aby napisać wiadomość, którą chce wysłać mailem. Amerykanin, Senegalczyk, Grek i Marokańczyk, gdy dochodzi do tego rodzaju międzynarodowych kontaktów, znajdują się w sytuacji sprzed wieków, gdy większość ludzi nie potrafiła czytać i pisać i była zmuszona zatrudniać zawodowych pisarzy, którzy pisali dla nich listy. To bardzo dziwna rzeczywistość w epoce poczty elektronicznej.

W dzisiejszym świecie na międzynarodowych spotkaniach, czy to handlowych, czy to akademickich, czy też spotkaniach organizacji, takich jak ONZ lub Europejski Komitet Ekonomiczny, sytuacja jest ogromnie skomplikowana.

Czasami stosuje się jeden język, zwykle angielski lub francuski. To wspaniałe dla mówiących faworyzowanym językiem od urodzenia i dla tych nielicznych szczęśliwców, którzy opanowali ten język po tysiącach godzin bardzo ciężkiej nauki i praktyki. Problemem jest to, iż olbrzymia liczba ludzi mających niezwykłe uzdolnienia w swoich dziedzinach, nie posiada niezwykłych talentów związanych z nauką języków obcych. Zmuszeni do używania języka, którym nie posługują się płynnie, mogą dokonać bardzo niewielu uwag i tracą wiele z toczącej się dyskusji.

Czasami, w celu rozwiązania takich problemów, organizacje postanawiają wysłać jako swoich przedstawicieli osoby, które posiadają umiejetności językowe, chociaż nie są pełnymi specjalistami w dziedzinach, na temat których prowadzone są dyskusje na takich spotkaniach.

W wyniku powstaje tzw. językowa dyskryminacja. Mówiący od urodzenia, powiedzmy, językiem angielskim mogą wypowiadać się swobodnie bez potrzeby spędzenia nawet jednej minuty na nauce języka obcego, natomiast nie mówiący od urodzenia po angielsku posiadają problemy przy wyrażaniu się oraz przy rozumieniu, co się dzieje dookoła w języku, który opanowali jedynie do pewnego poziomu, pomimo wielu lat nauki.

Taka sytuacja wcale nie oznacza równości. Jest ona, delikatnie mówiąc, ogromnie niesprawiedliwa.

Aby Amerykanie mogli sobie wyobrazić niesprawiedliwość tej sytuacji, musieliby wymyślić świat, w którym wszystkie spotkania międzynarodowe i większość rozmów międzynarodowych prowadzona jest w dialekcie mandaryńskim języka chińskiego, którym obecnie posługuje się więcej ludzi na świecie niż jakimkolwiek innym. Wszyscy Amerykanie musieliby spędzić wiele lat na nauce chińskiego lub porzucić wszelką nadzieję na sukcesy w działaniach międzynarodowych. Gdyby to zaproponowano, Amerykanie głośno by zaprotestowali. Oburzyliby się na samą taką propozycję. Nigdy nie pogodziliby się z tak niesprawiedliwą i niewyobrażalną sytuacją. Niestety, z dokładnie taką sytuacją zmierzają się dzisiaj wszyscy ludzie, którzy nie mówią językiem angielskim od urodzenia.

Ludzie, których języki ojczyste są strukturalnie podobne do angielskiego, mają dużo większą szansę na opanowanie go. Skandynawowie, Niemcy i Holendrzy mówią językami germańskimi. Duża część ludzi mówiących tymi językami jest w stanie mówić po angielsku po około ośmiu latach nauki i praktyki, ponieważ angielski również należy do języków germańskich. (Studenci w Niemczech rozpoczynający naukę na uniwersytecie mają już za sobą osiem lat nauki angielskiego.) Mówiący od urodzenia innymi językami, które są używane przez bardzo duże grupy ludzi (jak nasza młoda Japonka w podanym wcześniej przykładzie), nigdy nie będą swobodnie mówić po angielsku, nawet po zainwestowaniu w naukę tego języka aż dwunastu lat!

Jeśli chodzi o ludzi, którzy nie posiadają bardzo rzadkich zdolności językowych i nie mogą poświęcić na naukę angielskiego więcej niż, powiedzmy, dwa lub cztery lata, i nie mają czasu na ciągłe uaktualnianie swojej wiedzy z angielskiego – cóż, większość z nich ma po prostu pecha.

Obecnie na wielu spotkaniach międzynarodowych stosowane jest tłumaczenie równoczesne, aby ludzie nie mówiący tym samym językiem mogli się ze sobą porozumiewać. Jakaś osoba mówi w jednym języku, a wszyscy tłumacze, siedzący w swoich kabinkach, powtarzają w innym języku to, co słyszą. Ci z audytorium, którzy nie rozumieją języka mówcy, zakładają na głowy małe słuchawki, co może być po kilku godzinach całkiem męczące, i słuchają nie bezpośrednio mówcy, lecz tłumaczy.

 Dużym problemem z takimi tłumaczeniami jest ich nieunikniona niedokładność. Czasami, gdy tłumacze mają szczególnie dobry dzień, idzie im dobrze, lecz, ogólnie mówiąc, muszą skracać i zniekształcać to, co jest mówione. Spowodowane to jest częściowo znacznymi różnicami pomiędzy tłumaczonymi językami.

Rozważmy zdania rozpoczynające się od ciągu przymiotników. W angielskim przymiotniki występują przed rzeczownikiem, jak np. w "This intelligent, forward-looking, progressive, brilliant..." (ten inteligentny, dalekowzroczny, postępowy, błyskotliwy...). We francuskim, z kilkoma wyjątkami, przymiotniki występują po rzeczowniku. Zatem tłumacze na język francuski muszą czekać, aż mówiący po angielsku wymówi ten rzeczownik, zanim będą w stanie rozpocząć francuską wersję zdania. Gdy ludzie w tych małych kabinach w końcu uporają się z tłumaczeniem pierwszej części wypowiedzi, mogą przegapić nieco jej dalszego ciągu. Czasami to "nieco" może być istotne dla prowadzonej dyskusji.

Wyobraźmy sobie ludzi wygłaszających mowę po niemiecku, gdzie czasownik często trafia na koniec długiego zdania. Ci, którzy tłumaczą te wypowiedzi na angielski, muszą słuchać do samego końca zdania, zanim będą mogli wypowiedzieć ten czasownik po angielsku zaraz za podmiotem na początku zdania. Znów tłumacz wymawiający angielską wersję jednego zdania może mieć trudności ze zrozumieniem początku następnego.

Finansowe brzemię tłumaczeń, czy to ustnych, czy pisemnych, jest ogromne. Claude Piron, który pracował w charakterze tłumacza w ONZ i WHO, podaje liczne przykłady ilustrujące to. Prawdopodobnie najbardziej trafnym z tych przykładów jest XXVIII Zgromadzenie World Health, organu legislacyjnego Światowej Organizacji Zdrowia, które odbyło się w 1975 roku. Na zgromadzeniu głosowano nad przyjęciem arabskiego i chińskiego jako dwóch dodatkowych języków roboczych. Głosowanie to spowodowało wzrost rocznych kosztów tłumaczeń o 5 milionów dolarów.

Później, na tej samej sesji, zgromadzenie rozważało grupę starannie opracowanych propozycji, które polepszyłyby okropne warunki zdrowotne w północno środkowej Afryce. Po uzyskaniu informacji, że koszty proponowanych programów osiągnęłyby kwotę 4.200.000 dolarów, delegaci odrzucili je z powodu braku funduszy.

Dzisiaj, gdy Prezydent Stanów Zjednoczonych chce poprowadzić prywatną rozmowę z Prezydentem Rosji lub z Prezydentem Chińskiej Republiki Ludowej, to oboje muszą rozmawiać w obecności trzeciej osoby. Jeden z nich musi zapewnić tłumacza. Jeśli ten drugi prezydent chce mieć pewność, że to, co mówi jest właściwie tłumaczone, to on również musi zapewnić sobie tłumacza, i to, co miało być pierwotnie rozmową prywatną w cztery oczy pomiędzy dwoma osobami, odbywa się teraz w obecności czterech osób.

Rozmowy wymagające usług tłumaczy nie przebiegają tak gładko jak rozmowy prowadzone bezpośrednio w języku znanym dobrze obu rozmówcom. Jeden z prezydentów mówi coś. Tłumacz przekłada to na język drugiego prezydenta. Drugi prezydent odpowiada. Tłumacz tłumaczy to na język pierwszego prezydenta. Rozmowa przebiega z połową normalnej prędkości. Tracona jest olbrzymia ilość czasu. A ze spontanicznością możemy się pożegnać.

W dzisiejszym świecie większość dzieci nie może przesyłać między sobą wiadomości, które są bezpośrednio rozumiane.

Żyjemy w dziwnym rodzaju globalnej wioski, w której większość ludzi nie może zrozumieć słów większości innych ludzi.

To obecna rzeczywistość. Żadna myśląca osoba temu nie zaprzeczy.

 

Rozdział 2: Od marzeń do rzeczywistości


La letero al prizorganto de la Edukada Servo

Via email: (se vi volas ricevi respondon)
La temo:
Atenton: ← Enskribu la vorton  ilo   , alie la letero malsendiĝos

Skribu la mesaĝon sube (ne pli ol 2048 literoj).

La nombro de literoj por uzado: 2048


La Fakgrupo de
Kemio-Fiziko-Informatiko

en la Unua Liceo Ĝeneraledukada
nomita al Kazimierz Brodziński
en Tarnowo
Str. Piłsudskiego 4
©2024 mag. Jerzy Wałaszek

La materialoj nur por edukada uzado. Ilia kopiado kaj multobligado licas
nur se oni sciigas pri la fonto kaj ne demandas monon por ili.

Bonvolu sendi demandojn al: i-lo@eduinf.waw.pl

Nia edukada servo uzas kuketojn. Se vi ne volas ricevi ilin, bloku ilin en via legilo.